Rozpoczynamy kolejny, krótki cykl dotyczący faktów i mitów na temat baterii w telefonach, smartfonach, tabletach czy notebookach, które przez lata obrosły niemal legendą. Sprawdźmy, czy formatowanie baterii jest konieczne, czy doładowywanie ją zabija i czy rozładowywanie do „zera” przedłuża jej żywotność.
Nasze ulubione gadżety bez baterii są tylko bezużytecznymi kawałkami elektroniki w pudełkach z aluminium lub tworzywa sztucznego. Baterie oczywiście ożywiają wszystkie funkcje, ciekawe dodatki, kolorowe wyświetlacze i głośniki, ale jak to zwykle bywa, dość szybko się rozładowują. Zazwyczaj, gdy bateria już „umiera”, podłączamy ładowarkę, aby ją wskrzesić. I tu pojawiają się pierwsze wątpliwości, które przez wiele lat przeobraziły się w legendy i stereotypy.
Większość tych legend i mitów bierze się z przeszłości, z początków baterii w urządzeniach mobilnych. Wtedy mity te miały rację bytu, ale wraz z rozwojem technologii straciły swą moc i przede wszystkim zasadność. Mimo to wiele osób nadal stosuje wytyczne sprzed lat. Po kupnie telefonu „formatują” baterię trzema cyklami całkowitego rozładowania i ładowania, za wszelką cenę unikają doładowywania, nie podłączają notebooka do sieci na dłuższy czas etc. Niestety większość tych praktyk dziś jest bezsensowna, a w niektórych przypadkach, nawet szkodliwa dla sprzętu i zainstalowanych w nich baterii.
Po pierwsze: Unikaj całkowitego rozładowywania baterii
Stare baterie NiMH oraz NiCd posiadały tak zwany efekt pamięci – jeśli ktoś ładował takie baterie „niedbale”, zazwyczaj dość szybko traciły swą wydajność. Dlatego też zawsze przy kupnie urządzenia z taką baterią sprzedawca zalecał przeprowadzenie tak zwanego formatowania baterii, które polegało na kilku cyklach całkowitego naładowania oraz rozładowania baterii, aż do wyłączenia urządzenia. Aby bateria była długo wydajna, użytkownicy zazwyczaj przestrzegali tych zasad przez cały okres użytkowania urządzenia – unikali doładowywania, ładowali po kilka godzin nawet po całkowitym napełnieniu baterii, czekali na całkowite rozładowanie etc.
Obecnie stosowane baterie Li-Ion (litowo-jonowe) działają inaczej i nie posiadają znanego wszystkim efektu pamięci, dlatego też formatowanie i praktyki z baterii NiMH oraz NiCd nie są konieczne, a prawdę mówiąc, wręcz niezalecane. Producenci baterii tego typu twierdzą, że całkowite ich rozładowywanie do „zera” nie jest wskazane. I tu łamane są stereotypy – zalecane jest doładowywanie takich baterii przy stanie 40-70 procent, zaś zejście poniżej poziomu 20 procent może negatywnie wpłynąć na ich ogólną wydajność i żywotność. Jeśli więc ktoś nadal stosuje stare przyzwyczajenia, powoli, acz systematycznie psuje swoją baterię. Jeśli od czasu do czasu zdarzy się nam rozładować baterię do zera, nic się nie stanie, ale notoryczne czekanie, aż telefon lub tablet całkowicie „padnie”, jest niewskazane. Niestety, niektórzy sprzedawcy nadal przy kupnie nowoczesnego smartfona lub tabletu dają klientom tak „profesjonalne” rady: „Proszę pamiętać o trzykrotnym formowaniu baterii!” Pozostawiamy to bez komentarza. Jeśli posiadamy urządzenie z baterią Li-Ion nie musimy bać się płytkich i krótkotrwałych sesji ładowania nawet od poziomu 50-60 procent. A czy są jakiekolwiek minusy takich praktyk?
W niektórych przypadkach mogą pojawić się problemy ze wskaźnikami długości pracy baterii. W laptopach, smartfonach oraz tabletach system może pokazywać błędną wartość dotyczącą szacowanego pozostałego czasu pracy. Aby zminimalizować ten problem, producenci zalecają przeprowadzenie pełnego cyklu ładowania do 100 procent przynajmniej raz w miesiącu.
Już jutro kolejny tekst z cyklu „Fakty i mity na temat baterii”. A Wy, jakie stosujecie techniki ładowania baterii? Nadal trzymacie się starych zasad?